Według niektórych relacji kwateruje tu jeden z patroli Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzańskiego "Hubal" (zapewne przed 10 października). Mieszkańcy Michniowa: Jan Krogulec, Władysław Mikołajewski i Adolf Morawski organizują zaopatrzenie: żywność, owies dla koni i opatrunki.
Po 17 kwietnia na Kamieniu Michniowskim zakwaterował oddział partyzancki AK Józefa Domagały "Wilk"(na zdjęciu które pochodzi ze zbiorów Szczepana Mroza). Wywodził się on z Placówki Niekłań, ale z racji, że nominalnym dowódcą oddziału był cichociemny Jakub Szwiec „Jakub”, „Robot” kwaterujący w Michniowie oddział przyszedł na ten teren. Oddział kwaterował w tym miejscu do początku czerwca 1943 roku.
Więcej w historii oddziału partyzanckiego Józefa Domagały "Wilk" |
W tym miejscu odbyła się narada z dowódcami okolicznych oddziałów partyzanckich oraz dowódcami Kedywu w obwodach Okręgu Kielce. Naradę zwołał Jan Piwnik "Ponury" od 4 czerwca szef Kierownictwa Dywersji ("Kedyw") okręgu. W naradzie wzięli udział także Komendant Okręgu Kielce Stanisław Dworzak „Daniel” oraz Szef Sztabu Okręgu Jan Stenzel „Rawicz”.
Podczas narady „Ponury” postulował zorganizowanie zgrupowań partyzanckich i podjęcie działań partyzanckich na szerszą skalę. Plan ten nie uzyskał początkowo akceptacji Komendanta Okręgu. Podczas przerwy Komendant „Daniel” przeprowadził inspekcję oddziału „Wilka”, który mimo niedostatków zaprezentował się jak stare wojsko co komendanta wyraźnie wzruszyło. Być może to sprawiło, że ostatecznie zgodził się on na utworzenie zgrupowania liczącego 200 żołnierzy.
Rankiem zatrzymało się tu III Zgrupowanie ze Zgrupowań Partyzanckich "Ponury", dowodzone przez ppor. Stanisława Pałaca „Mariańskiego”. Na odpoczywający oddział weszła grupa około 30 żandarmów przeczesująca las w poszukiwaniu ukrywających się żydów. Partyzanci uderzyli na nich najpierw frontalnie, a następnie z boku czym zmusili Niemców do ucieczki. Straty żandarmów to pięciu zabitych i dwóch rannych. Po stronie akowskiej ciężko ranny w głowę został gruziński erkaemista NN „Sowa”. Niesiony przez kolegów, zmarł w odległości dwóch kilometrów i tam został pogrzebany.